Friends HLILogoHLI Human Life International - Polska
Polski serwis pro-life

Współczesna medycyna dzięki procedurze zapłodnienia pozaustrojowego (in vitro) umożliwia implantowanie poczętego „na szkle” embrionu do łona wynajętej kobiety tzw. surogatki. W niektórych krajach prawo nie zabrania takich procedur i chętni (najczęściej bogaci z zagranicy, również tzw. małżeństwa jednopłciowe) korzystają z ofert firm „reprodukcyjnych”. Wykorzystywane są najczęściej ubogie kobiety, dla których jest to szansa na zarobek i utrzymanie siebie i rodziny. Podpisują one umowę obwarowaną licznymi klauzulami prawnymi, która nakazuje im oddać dziecko zaraz po porodzie. Zazwyczaj nikt nie sprawdza, co dalej dzieje się z tymi dziećmi. Ta wysoce kontrowersyjna metoda budzi coraz więcej wątpliwości.

Jedną z nich jest poważny problem, co zrobić z nowo narodzonym dzieckiem, jeżeli urodzi się poważnie chore, niepełnosprawne. Zamawiający w ogóle o tym nie myślą. Nie są też uprzedzani, że podczas procedury „in vitro” liczba rodzących się poważnie chorych dzieci jest znacznie wyższa. Zapewnia się ich, że w przypadku stwierdzenia wad u dziecka w okresie prenatalnym zostanie przeprowadzona aborcja. Zamawiają więc wymarzone dziecko: śliczne, zdrowe – bez problemów rozwojowych i zdrowotnych. Dostają niejako gwarancję na zdrowe dziecko.

Od czasu do czasu rodzi się jednak dziecko chore, a zamawiający „wybrakowanego towaru” nie chcą, więc kompletnie nie wiadomo, co z takim dzieckiem zrobić. Z reguły trafia ono do szpitala, a o ile przeżyje, do któregoś z domów opieki społecznej i jest utrzymywane oraz leczone na koszt podatnika.

Ostatnio zaniepokojenie wyraziły władze Ukrainy, gdzie macierzyństwo zastępcze jest dozwolone i działają specjalistyczne firmy oferujące usługi surogatek. Pojawiły się bowiem informacje, o trzyletniej dziewczynce, nazywanej Bridget, którą na zamówienie urodziła ukraińska surogatka, ale ze względu na poważne upośledzenie dziecka - i fizyczne i psychiczne - zamawiający odmówili przyjęcia jej, porzucając na Ukrainie.

Większość swojego trzyletniego życia Brigdet spędziła w szpitalu. Jej stan od urodzenia był bardzo poważny. Przeżyła jednak, chociaż została całkowicie porzucona przez swoich amerykańskich, biologicznych rodziców. Wysłali oni list do ukraińskich lekarzy, że żądają zaprzestania leczenia dziecka. Prawo ukraińskie nie zezwala jednak na takie postępowanie oraz na na eutanazję i mała pozostała w szpitalu pod opieką personelu medycznego, a jej terapia była kontynuowana. Gdy Brigdet miała dwa lata jej amerykańscy rodzice przysłali kolejne oświadczenie, że wyrażają zgodę na oddanie jej do adopcji. Dokument ten jednak nie mógł zostać uznany za ważny zgodnie z obowiązującym na Ukrainie prawem.

Zdrowie Bridget zaczęło się stabilizować i można ją było wypisać ze szpitala. Nikt jednak nie chciał się nią zaopiekować, więc została umieszczona w domu opieki dla dzieci upośledzonych. Obecnie opiekę nad nią sprawuje Dom Dziecka „Słoneczko” w Zaporożu.

Rzecznik Praw Dziecka na Ukrainie Mikołaj Kuleba oświadczył, że przypadek Brigdet nie jest odosobniony. Według danych, które docierają do jego biura, corocznie jest porzucanych ok. 10 dzieci, które zostały zamówione przez zagranicznych rodziców u ukraińskich surogatek w ramach macierzyństwa zastępczego. Podkreślil przy tym: O tych przypadkach wiemy, ale zakładam, że to jedynie wierzchołek góry lodowej i o wielu sytuacjach nie mamy żadnych informacji. To wyjątkowo nieetyczne zachowanie, szkodliwe społecznie.

Dyskusja trwa. Podatnicy są oburzeni naciąganiem ich na dodatkowe wydatki, chociaż ukraińska służba zdrowia wymaga wielkich dofinansowań. W maju ubiegłego roku Albert Toczyłowski, właściciel jednej z agencji oferujących usługi surogatek, trafił do aresztu domowego, niestety na krótki okres. Zarzucano mu handel dziećmi, fałszowanie dokumentów i unikanie płacenia podatków. Jak dotąd nie wytoczono przeciwko niemu żadnego postępowania, .
W wywiadzie dla BBC Toczyłowski zaprzeczył, że ponosi jakakolwiek odpowiedzialność za sytuację Bridget. Twierdził, że to inna agencja podszywa się pod jego firmę. Krótko mówiąc nikt nie ponosi odpowiedzialności za te porzucone dzieci. Takie przypadki zdarzają się od czasu do czasu, np. w Tajlandii surogatka urodziła bliźnięta, ale zamawiający odebrali tylko dziecko zdrowe, porzucając niepełnosprawne.

W Polsce wynajęcie surogatki nie jest prawnie zabronione. Problem więc formalnie nie istnieje, ale rynek „usług” funkcjonuje. Kobieta w ciąży i w okresie porodu ma zapewnioną opiekę zdrowotną. Nikt nie pyta, w jaki sposób dziecko zostało poczęte. Kliniki wspomaganego rozrodu, po potwierdzeniu zajścia w ciążę, kierują brzemienną kobietę do państwowej służby zdrowia, która ponosi pełną odpowiedzialność i koszty w przypadku zagrożenia poronieniem lub poważnej choroby dziecka. Podobno koszt skorzystania z usług surogatki wynosi w Polsce od 20 do 150 tys. zł, a nawet więcej, a interes się rozwija.

Więcej informacji: hli.org.pl/pl/artykuly/306-zamowilam-sobie-dziecko-doskonale

Źródło: BioEdge info; wp.parenting – 14 sierpnia 2019 r.